ks. Jan Kaczkowski. Biografia: książki, życiorys, cytaty

Jan Kaczkowski był polskim księdzem, bioetykiem i twórcą Puckiego Hospicjum, który poświęcił swoje życie służbie chorym i umierającym. Urodził się 19 lipca 1977 roku w Gdyni, a po ukończeniu Gdańskiego Seminarium Duchownego w 2002 roku, uzyskał święcenia kapłańskie. W 2007 roku obronił doktorat z nauk teologicznych, a następnie ukończył studia podyplomowe z bioetyki. Ksiądz Kaczkowski był znany z zaangażowania w pomoc osobom w trudnej sytuacji życiowej, co zaowocowało powstaniem hospicjum, które stało się wzorcem jakości opieki nad chorymi. Jego działalność hospicyjna rozpoczęła się w 2004 roku, a w 2009 roku zainaugurowano budowę stacjonarnego hospicjum w Pucku. Według księdza Adama Bonieckiego, Kaczkowski uratował honor polskiego kapłaństwa, co podkreśla jego znaczenie i pozytywny wizerunek wśród społeczeństwa.
Mimo osobistych zmagań z chorobą nowotworową, księdzu Janie Kaczkowskim nieustannie inspirował innych do pozytywnego myślenia o życiu i śmierci, ucząc, jak cieszyć się każdym dniem. Jego otwartość na trudne tematy oraz umiejętność rozmawiania o rzeczach ostatecznych zyskały mu szacunek zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących. Dzięki swoim niezwykłym dokonaniom, takim jak walka z rakiem i prowadzenie hospicjum, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych duchownych w Polsce. Ks. Jan Kaczkowski zmarł 28 marca 2016 roku, pozostawiając po sobie trwały ślad w sercach wielu ludzi, którzy mieli okazję go poznać i skorzystać z jego mądrości oraz wsparcia.
Johnny. Ks. Jan Kaczkowski.
Pewnego dnia ks. Jan Kaczkowski poszedł na wizytę do lekarki. - No to się rozbieramy! – usłyszał. - Pani pierwsza! – wypalił.
a anegdota chyba najlepiej charakteryzuje tego niezwykłego księdza: o trudnym charakterze, ciętym języku, ale wielkim sercu, zawsze walczącego o dobro i godność ludzi chorych. Kiedy był już szefem założonego przez siebie puckiego hospicjum, walczył o szacunek do pacjentów, delikatność, uważność i odpowiednie tytułowanie chorych, zawsze per „pani”, „pan”, chyba że pacjent zażyczył sobie inaczej. Żadne formy bezosobowe, liczba mnoga, zwracanie się na „ty”, określenia typu „babciu”, „dziadku”, nie miały racji bytu. Biografia księdza Jana Kaczkowskiego podkreśla zarówno jego zmagania z chorobą nowotworową, jak i determinację w pokonywaniu trudności życiowych.
Ksiądz Jan Kaczkowski zwany Johnnym: człowiek o barwnej osobowości, gwiazda mediów, autor książek i bohater wywiadów, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i tytułem Honorowego Obywatela Pucka, Laureat Nagrody Dziennikarskiej „Ślad” im. Biskupa Jana Chrapka, Róży Gali za działalność charytatywną oraz wielu innych nagród, autorytet dla wierzących i niewierzących, nielubiany przez wykładowców w seminarium i lokalnego biskupa Sławoja Leszka Głódzia, miłośnik dobrego jedzenia i hucznych imprez, a równocześnie - człowiek modlitwy, zakochany w Jezusie, uważający Mszę świętą za najważniejsze spotkanie w ciągu dnia. Pierwsza biografia księdza Jana Kaczkowskiego opisuje niezwykłe życie duchownego, który jak sam ironicznie mówił, stał się znanym "onkocelebrytą", ale tak naprawdę zmagając się z chorobą, prowadził hospicjum, łącząc osobiste zmagania z rakiem z wpływem, jaki miał na lokalną społeczność.
W 2018 roku powołano fundację im. Ks. Jana Kaczkowskiego, która przyznaje nagrodę „Okulary ks. Kaczkowskiego”.
W 2022 wyprodukowano film fabularny Johnny w reż. Daniela Jaroszka (w roli tytułowej: Dawid Ogrodnik, w roli Patryka Galewskiego: Piotr Trojan).
Dzieciństwo i młodość.
Jan Adam Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 roku w Gdyni po 7 miesiącach ciąży. Ważył zaledwie 980 gramów. Podobno było trochę więcej, 1200, ale pielęgniarki zaniżyły wagę, bo w razie śmierci noworodka przy tak niskiej wadze personel szpitala nie musiałby ponosić za to zdarzenie odpowiedzialności. Dostał 3 punkty na 10 w skali Apgar. Miał poważne zaburzenia krążenia i oddychania.
Pochodził z Sopotu, z rodziny inteligenckiej: matka, Helena Kaczkowska, jest romanistką, ojciec, Józef Kaczkowski – architektem. Ojciec jest zdeklarowanym ateistą.
Jan przez całe życie zmagał się z silną wadą wzroku (praktycznie nie widział na jedno oko) i niedowładem lewej części ciała. Jednak się nie poddawał. Po ukończeniu Środowiskowego Liceum Ogólnokształcącego w Sopocie Jan odkrył powołanie zakonne. Jego bliscy, niezbyt związani z Kościołem, byli zaskoczeni, tym bardziej, że Janek prowadził bogate życie towarzyskie i nie stronił od imprez. Postanowił wstąpić do jezuitów. Nie przyjęto go ze względu na stan zdrowia. Nie zraził się tą decyzją i wstąpił do seminarium duchownego w Gdańsku. Tam usłyszał, że będzie karykaturą kapłaństwa, i lepiej go nigdy nie oddelegowywać do katechezy, bo „pouciekają mu dzieci”, a jednak dopuszczono go do sakramentu święceń kapłańskich. Właśnie w seminarium odkrył swoje „powołanie w powołaniu”: posługę chorym, , gdy zaczął jeździć na wakacyjne obozy z niepełnosprawnymi.
Początki

© Eastnews
Na pewno nie godził się na to, co zobaczył. Sama zresztą, odwiedzając kogoś znajomego w szpitalu, byłam świadkiem strasznego krzyku pacjenta. Okazało się, że to bóle nowotworowe. Pytam doktora, czy nie da się temu zapobiec, a on mi na to, że nie… Myślę, że Jan się spotkał z czymś podobnym. I że chciał ten krzyk wyciszyć. – wspomina Elżbieta Necel, dyrektorka puckiego domu pomocy społecznej, w którym ksiądz Jan pracował jako kapelan.
W latach 2002 – 2007 Jan Kaczkowski był wikariuszem parafii Św. Apostołów Piotra i Pawła w Pucku. W latach 2004 – 2011 pracował także jako katecheta w liceum ogólnokształcącym w Pucku i Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Rzucewie. Na początku nie był zachwycony nową placówką. Przyzwyczajony do życia w dużym mieście, nieograniczonego dostępu do kultury, z chęcią dalszego studiowania i rozwoju intelektualnego, czuł się odsunięty od głównego nurtu życia kapłańskiego i ciekawych wyzwań. Przełomem okazała się dla niego praca w charakterze kapelana w puckim szpitalu im. Franciszka Żaczka oraz tamtejszym domu pomocy społecznej. Dostrzegał kiepskie warunki w tych placówkach, fatalne wyposażenie placówki (w szpitalu nie było nawet windy, całodobowego dostępu do USG i dyżuru radiologa!), braki personalne, przedmiotowe traktowanie chorych, brak intymności, „koszarowy” plan dnia pensjonariuszy domu pomocy społecznej… Jego posługa daleko wykraczała poza zakres przydzielonych obowiązków. Coraz bardziej interesował się stanem zdrowia pacjentów, ich samopoczuciem oraz zagadnieniami czysto medycznymi. Cały czas się dokształcał w tym kierunku. Jego życie pod prąd, pełne determinacji i walki o lepsze warunki dla pacjentów, stało się inspiracją dla wielu.
Pewnego dnia uprosił doktora Józefa Kitowskiego, chirurga i ordynatora oddziału wewnętrznego, żeby ten pozwolił mu się przyjrzeć operacji. Kaczkowski włożył ochronny strój i wszedł na salę. Fascynował się wszystkim, zadawał mnóstwo pytań, łącznie z zadanym po wycięciu nowotworu jelita grubego: „I taka pierdółka może zabić człowieka?”
Przemysław Wilczyński, znany jako współautor książki Broad Peak, również znacząco przyczynił się do powstania biografii Jana Kaczkowskiego.
Hospicjum, wykłady, Areopagi Etyczne
Na początku „zabijał” wymaganiami: wszyscy mieli być non stop dyspozycyjni. Mówiłam: „Jan, idź na jakiś kurs, bo ci ludzie z nami nie wytrzymają.” Uczył się zarządzania. Przeszedł drogę od młodego wizjonera do dojrzałego menedżera.– wspomina jego współpracowniczka, Anna Jochim – Labuda.
W roku 2004 ks. Jan Kaczkowski był jednym z założycieli Puckiego Hospicjum Domowego, a w roku 2007 rozpoczął budowę hospicjum stacjonarnego. Dwa lata później został już dyrektorem Puckiego Hospicjum im. Św. Ojca Pio i prezesem zarządu. Zaczął interesować się bioetyką. W 2007 obronił doktorat z nauk teologicznych na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, na podstawie dysertacji Godność człowieka umierającego a pomoc osobom w stanie terminalnym – studium teologiczno-moralne. Rok później ukończył studia podyplomowe z bioetyki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Był wykładowcą bioetyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na jego wkłady monograficzne: „Mam prawo do życia, mam prawo do śmierci”, „Pomiędzy dobrą śmiercią a bezradnością – dylematy opieki terminalnej” czy „Opieka paliatywna i hospicyjna”, przychodziły tłumy.
Równocześnie zaczął w Pucku organizować cykliczne Areopagi Etyczne, przeznaczone dla studentów medycyny i młodych lekarzy, na które zapraszał bioetyków, psychoonkologów, lekarzy i znanych aktorów potrzebnych do odgrywania scenek. Nie bał się wykładowców o światopoglądzie innym niż katolicki: zaprosił m.in. bioetyka Jana Hartmana, znanego ze swoich ateistycznych czy wręcz antykościelnych wystąpień.
Jaki charakter ma hospicjum księdza Jana? Przede wszystkim ma to być dom, a nie instytucja. Pokoje pacjentów są kameralne, jedno – dwu – i trzyosobowe. Dla założyciela było bardzo ważne, żeby to były właśnie „pokoje”, a nie „sale”. Wejścia do pokojów są usytuowane w wewnętrznych korytarzach, więc z głównych korytarzy nie można zajrzeć do środka. Personel musi się zwracać do pacjentów z szacunkiem i zachowywać się cicho. Ksiądz Jan kiedyś okrzyczał pielęgniarkę za… buty na wysokim obcasie! Za głośno stukały o posadzkę. Uważał, że pacjent ma prawo nie tylko do uważnej, wielowymiarowej opieki i dobrych warunków życia, ale także do spełniania indywidualnych potrzeb i szanowania własnych upodobań. Dlatego uważał, że należy pacjentom serwować ulubione potrawy (oczywiście na ile pozwala na to ich stan zdrowia), pozwolić na palenie papierosów przed budynkiem, a nawet zapewnić możliwość intymnej bliskości z partnerem czy partnerką. Znane hasło księdza Jana „Hospicjum to też życie” to nie tylko medialny slogan, ale zasada, której starał się przestrzegać, wymagał przestrzegania od współpracowników i pokazał, że jest to realne.
Bardzo ważnym miejscem w puckim hospicjum jest kaplica. Z czasem zaczęli przychodzić do niej nie tylko pracownicy, wolontariusze, pacjenci hospicjum i ich rodziny, ale także mieszkańcy Pucka. Znajduje się tam także pokój zwierzeń, gdzie każdy może być wysłuchany: pacjenci, członkowie jego rodziny, pracownicy, wolontariusze.
W holu hospicjum jest fortepian, na którym stoją trzy świece. Palą się, gdy jakiś pacjent umiera.
„Synkowie” Kaczkowskiego
Jako katecheta i szef hospicjum, ks. Kaczkowski wpadł na jeszcze jeden genialny i nietuzinkowy pomysł, wymagający odwagi i wiary w ludzi: zaangażował w wolontariat młodych ludzi z rodzin dysfunkcyjnych, naznaczonych jakimś dramatem, zagrożonych przestępczością lub wręcz po wyrokach sądowych. Prace społeczne miały zastąpić odsiadkę lub ją zredukować, a przede wszystkim dać tym młodym ludziom szansę na nowe życie. Nie w każdym wypadku się to udało, jednak tych „synków” jest całkiem sporo. Najbardziej znany jest chyba Patryk Galewski, chłopak, którego wychowała ulica. Kilkakrotnie przebywał w zakładzie poprawczym i zakładach karnych. Do puckiego hospicjum trafił właśnie po to, żeby odrobić nakazane sądowo prace społeczne i zredukować lata odsiadki. Spotkanie z „Johnnym”, jak podopieczni nazwali pieszczotliwie ks. Jana, oraz pacjentami hospicjum na zawsze odmieniło jego życie. Zdecydował się na spowiedź z całego życia i powrót do Kościoła. W hospicjum odkrył także talent kulinarny, co zaowocowało zdaniem matury w szkole wieczorowej i objęciem szefostwa kuchni w helskiej restauracji KUTTER, a także zainicjowaniem edukacyjnego i resocjalizacyjnego projektu warsztatów kulinarnych dla dzieci i młodzieży PaKa. W hospicjum Patryk spotkał także swoją przyszłą żonę: Żanetę.
Byli jednak też inni, o podobnych, pogmatwanych losach i zranieniach wyniesionych z domu rodzinnego. Jeden z nich został księdzem.
Vlog i wystąpienia w mediach

© Eastnews
Pomimo silnej wady wzroku, trudności z poruszaniem się i wady wymowy, ks. Jan Kaczkowski okazał się charyzmatycznym mówcą. Zawsze wiedział, co i w jakiej formie chce przekazać. Mówił o swoich dwóch największych pasjach: Jezusie i posłudze chorym, w taki sposób, że słuchali go zarówno wierzący, jak ateiści. Został nawet zaproszony przez Jerzego Owsiaka na Akademię Sztuk Przepięknych podczas Pol’n’Rock Festival i do studia Dzień Dobry TVN. Wiosną 2013 zaczął nagrywać odcinki swojego vloga „Smak życia” w Boskiej TV, zaskakując odbiorców swoją kreatywnością i różnorodnością podejmowanych tematów. Prowadził dialog z wyznawcami Latającego Potwora Spaghetti, wystąpił z durszlakiem na głowie, pojawił się w swojej ulubionej sopockiej restauracji, jedząc kaczke i popijając winem, opowiadał o Mszy świętej, „pluszowym” Panu Jezusie i „kucanym” katolicyzmie, strachu przed śmiercią i o tym, jak rozmawiać z dziećmi odchodzących rodziców…
Nie bał się konfrontacji. Fascynował. Prowokował do myślenia.
Choroba
Krótko przed śmiercią księdza Jana Piotr Żyłka zapytał go w wywiadzie:
„- Budzi się ksiądz rano i okazuje się, że zostało tylko kilka godzin. Co by ksiądz zrobił?
- Poszedłbym do spowiedzi. Albo zawezwał wierzącego kapłana. Jeśli miałbym siłę, odprawiłbym Najświętszą Ofiarę bez koncelebry. A potem poszedłbym na polędwicę z lampką wina albo na kaczuchę ze spieczoną skórką. Tak mi, Panie Boże, dopomóż, i ta święta Ewangelia, którą czytam!”
Nie dramatyzował. Nie załamał się. W przeżywaniu choroby i odchodzenia pomogła mu lektura Człowieka w poszukiwaniu sensu Viktora Frankla, austriackiego psychiatry i psychoterapeuty pochodzenia żydowskiego, który przeżył obozy koncentracyjne. Jednak ksiądz Kaczkowski nie przypisywał swojego cierpienia woli Bożej. Powtarzał, że Bóg nie jest „starym dziadem siedzącym na chmurze”, który stwierdza: „Ty, Kaczkowski, dostaniesz glejaka mózgu.”. Winna jest po prostu biologia.
Po raz pierwszy zdiagnozowano u księdza Jana nowotwór w 2010 roku, a więc w pierwszym roku funkcjonowania hospicjum stacjonarnego. Był to guz nerki. Od razu skierowano go na urologię do Wejherowa. Sytuacja została na szczęście szybko opanowana.
„Ten guz rzeczywiście wyglądał poważnie.” – wspomina współpracownica Kaczkowskiego, Anna Jochim-Labuda – „I można powiedzieć, że był ponurym żartem losu. Jan powtarzał przed chorobą, że jak hospicjum popadnie w finansowe kłopoty, to on jest gotów nawet nerkę sprzedać.”
Po operacji ksiądz Jan szybko wrócił do pracy i aktywności apostolskiej.
Za drugim razem nie było już tak łatwo…
1 czerwca 2012 roku poszedł na badania. Wyniki miały być za tydzień, ale po chwili pielęgniarka wyszła z gabinetu i powiedziała: „Tutaj jest wyniczek i rachuneczek”. „Wyniczek” okazał się podejrzeniem glejaka…
Kilka dni później ksiądz Jan przeszedł pierwszą operację w Gdańsku. Była to biopsja, w wyniku której zdiagnozowano zmiany w jego mózgu jako glejak wielopostaciowy IV stopnia, czyli ten najgorszy z możliwych.
Jesienią 2012 roku Kaczkowski nawiązał kontakt z jednym z najlepszych neurochirurgów w Polsce, światowej sławy profesorem Tomaszem Trojanowskim z Lublina. Zapadła decyzja o kolejnej operacji, która się jednak wiązała z ryzykiem utraty lub zaburzeń mowy albo zaburzenia rozumienia mowy. Kaczkowski się zgodził. Operacja przebiegła pomyślnie i przedłużyła księdzu Janowi życie o 3 lata.
Rok później pojechał na kosztowną terapię do kliniki w Szwajcarii. Tamtejszy lekarz dał mu minimum dwa lata życia, ale dodał, że czasami pacjenci żyją nawet dziesięć lat, co Kaczkowski skwitował w swoim stylu: „W dwa lata zdążę zrobić to, co zaplanowałem. A dziesięć to nawet za długo.”.
Lekarz z kliniki w Szwajcarii się nie pomylił: dobry stan zdrowia i hiperaktywność księdza Jana trwała właśnie 2 lata. W lutym 2015 nastąpiła progresja guza. Od tej pory było coraz gorzej. Ksiądz Jan zaczął słabnąć, wycofywać się z życia publicznego, w końcu w grudniu 2015 sam został pacjentem założonego przez siebie hospicjum, ale ostatnie chwile życia spędził w domu rodzinnym w Sopocie w otoczeniu bliskich.
W styczniu i lutym 2016 jeszcze ostatkiem sił pracował: udzielił dwóch wywiadów – rzek, z których powstały książki: Katarzynie Szkarpetowskiej (Dekalog księdza Jana Kaczkowskiego) i Joannie Podsadeckiej (Dasz radę).
Wreszcie nadszedł Poniedziałek Wielkanocny, 28 marca 2016. Ksiądz Jan zmarł około 13.00, trzymany za rękę przez swoją mamę, Helenę. Dwie godziny później wiadomość obiegła media.
Ks. Jan Kaczkowski został pochowany 1 kwietnia 2016 roku na cmentarzu komunalnym w Sopocie. Trumnę nieśli jego „synkowie”.

Cytaty z wypowiedzi ks. Jana Kaczkowskiego
"Powtarzam jak mantrę: w sprawach zasadniczych - jedność, w drugorzędnych - wolność, a nad wszystkim - miłosierdzie" (Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość)
"Możemy całe życie przeżyć w bojaźni i przykucu albo być wyprostowani i dumni" (Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość)
"Życie jest tak nieprzewidywalne! Za chwilę może się zdarzyć coś, co natychmiast rozwiąże wasze problemy" (Grunt pod nogami)
"Grunt to twardo stąpać po ziemi, nie przestając patrzeć w niebo. Zamiast ciągle na coś czekać - zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później, niż Ci się wydaje" (Życie na pełnej petardzie czyli wiara, polędwica i miłość)
"Nie rozliczajmy innych. Rozliczajmy siebie" (Grunt pod nogami)
"Nie trzeba być katolikiem, żeby być dobrym człowiekiem" (Grunt pod nogami)
Polecane książki:
-
Jan Kaczkowski, Katarzyna Jabłońska, Szału nie ma, jest rak (Więź 2013)
-
Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka, Życie na pełnej petardzie. Czyli wiara, polędwica i miłość (Wydawnictwo WAM, 2015)
-
Jan Kaczkowski, Joanna Podsadecka, Dasz radę. Ostatnia rozmowa (Wydawnictwo WAM, 2016)
-
Jan Kaczkowski, Katarzyna Jabłońska, Żyć aż do końca. Instrukcja obsługi choroby (Więź, 2017)
-
Jan Kaczkowski, Katarzyna Szkarpetowska, Dekalog księdza Jana Kaczkowskiego (Wydawnictwo WAM, 2017)
-
Jan Kaczkowski, Grunt pod nogami (Wydawnictwo WAM, 2016)
-
Jan Kaczkowski, Ekskluzywny żebrak. Czyli ks. Jan Kaczkowski o tym co najważniejsze (zapis materiałów video, homilii i konferencji wygłoszonych przez księdza Kaczkowskiego; Wydawnictwo Unitas, 2016).
-
Przemysław Wilczyński, Jan Kaczkowski. Biografia (Wydawnictwo WAM 2022)
-
Patryk Galewski, Piotr Żyłka, Synek księdza Kaczkowskiego (Wydawnictwo Znak 2023)