
Richard Rohr, Wszystko ma swoje miejsce
Czego można się dowiedzieć z książki o. Richarda Rohra? Przede wszystkim tego, że wszystko ma swoje miejsce, albo przynajmniej, że może tak być. I będzie tak, jeśli uświadomimy sobie kilka prostych rzeczy. Ojciec Richard okazuje się świetnym przewodnikiem na drodze do tego ważnego poznania.
Dzięki jego nieautorytarnemu przewodnictwu uświadamiamy sobie, że na co dzień pozostajemy na okręgu naszego życia (jesteśmy „eks-centryczni”), a nie w jego centrum. Z tego powodu nasze życie jest bardzo powierzchowne. Obrazem tego jest nawet nie „świecki”, lecz religijny wymiar naszego istnienia: „Wolimy wziąć udział w jakimś nabożeństwie – zauważa o. Rohr – niż najzwyczajniej w świecie ze czcią adorować to, co jest rzeczywiste...” (s. 19).
W tej krótkiej prezentacji nie chodzi mi o budowanie napięcia poprzez cytowanie fragmentów książki w nieco tajemniczy sposób. Z drugiej jednak strony tak lapidarne i przenikliwe stwierdzenia są obecne na kartach tej książki jak rodzynki w wyśmienitym serniku. Obok takiego daru ze strony bliźnich (jak sernik i książka o. Rohra) trudno przejść obojętnie. Mnie się to raczej nie udaje.
Autor spokojnie i kompetentnie wypowiada się na temat życia duchowego żywiąc przekonanie, że probierzem jego wartości jest prostota. Nie unika jednak ryzyka, co świadczy o jego optymizmie (realizmie? wierze w człowieka?): „Jeśli Twoja modlitwa nie stanie się prosta, zanim skończysz czytać tę książkę, trudziłem się na próżno” (s. 29-30). Poprzez inne słowa staje się bliski takiemu duchowemu „ryzykantowi”, jakim był Anthony de Mello: „Tam, gdzie mamy być, już jesteśmy. Naszym wysiłkiem nie osiągniemy obecności Boga, ponieważ już tu i teraz całkowicie jesteśmy w Jego obecności. Brakuje nam jedynie świadomości” (s. 30). Ja mu wierzę. Nie trzeba więc starać się osiągnąć obecność Bożą, trzeba jednak czuwać, by jej nie utracić. I o tym – przypomina o. Rohr – mówi zarówno Jezus, jak i Budda.
A skoro jesteśmy przy Jezusie i Buddzie, to koniecznie trzeba zauważyć, że książka o. Richarda ma głęboko ekumeniczny charakter. „W starożytnej Grecji – przypomina R. Panikkar – termin oikumene dotyczył zarządzania gospodarstwem domowym. Z czasem wyraz ten oznaczał również świat, ale nadal w dość wąskim zakresie...”. W tej krótkiej „definicji” najważniejsze są dwa słowa: „dom” i „świat”. Czym więc jest ekumenizm? Mówiąc najkrócej – poszukiwaniem domu w świecie. Chodzi tu oczywiście o „duchowy” dom w świecie (innych) religii. Zgodnie z takim pojęciem ekumenizmu chrześcijanin nastawiony ekumenicznie zastanawia się, w jakim obszarze innej tradycji religijnej mógłby znaleźć dla siebie schronienie, duchowy „dom”. Innymi słowy chodzi o znalezienie w pozachrześcijańskich tradycjach religijnych „miejsc teologicznych”, a jeszcze lepiej „miejsc ewangelicznych”. I tak od o. Rohra dowiadujemy się, że „umysł początkującego” w tradycji zen odpowiada archetypowi dziecka w nauczaniu Jezusa. Nie brak w jego książce różnych „pomostowych” wypowiedzi, choćby takich, jak ta: „Jezus używał określenia ‘królestwo Boże’, Budda mówił o oświeceniu. Buddyści i hinduiści mówią o nirwanie, filozofowie o Prawdzie. Większość z nas nazywa to miłością” (s. 63).
Bardziej apologetycznie nastawieni bracia niech się nie lękają: zapewniam, że o. Rohr nie „miesza” ze sobą różnych religii, różnych ścieżek duchowości, a jedynie przypomina, podobnie jak św. Piotr, że „...Bóg naprawdę nie ma względu na osoby [różne tradycje religijne – JK]. Ale w każdym narodzie [religii – JK] miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10, 34-34). Jakby na swoją obronę o. Rohr przypomina, że „...w wielkiej tradycji, którą na przykład reprezentuje św. Tomasz z Akwinu, nie zadaje się pytania, kto dane tezy głosi, lecz raczej, czy są one prawdziwe. (...) Liczy się to, czy coś jest zgodne z prawdą, a nie – kto to głosi” (s. 107).
Niektórym chrześcijanom wystarcza niestety (!) przekonanie, że ich religia jest religią najpełniej wyrażającą Bożą prawdę. Przechowywanie takiego przekonania nie jest jednak równoznaczne z życiem pełnią chrześcijaństwa, pełnią Jezusowej ewangelii. Objawienie pochodzi wprawdzie od Boga, ale interpretowane jest przez człowieka. Ojciec Rohr przypomina: „Ewangelia dotarła do nas przez Grecję, a następnie przez Europę [o. Rohr mieszka w USA – JK] i jako taka była prawie całkowicie zinterpretowana w duchu Zachodu przez nauczycieli pierwszych dwóch tysiącleci. Teraz tęsknimy za brakującą [„wschodnią” – JK] częścią. Tęsknimy za całym Chrystusem” (s. 95).
Bardzo cenne są spostrzeżenia o. Rohra na temat lęku. „Wiele z tego, co nazywamy ortodoksją, lojalnością i posłuszeństwem, wywodzi się z lęku” (s. 115). „Kiedy w mojej posłudze przedzieram się poza język ortodoksji i posłuszeństwa, odnajduję lęk...” (s. 116). „Chociaż ‘nie lękajcie się’ jest najczęściej powtarzanym napomnieniem w Biblii, nigdy w naszym systemie nie nazwaliśmy lęku grzechem. Zamiast tego ‘nagrodziliśmy’ lęk, co zresztą jest powszechne we wszystkich zorganizowanych systemach. Kiedy religia staje się takim zorganizowanym systemem, ‘nagradza’ lęk, ponieważ jest to korzystne dla sprawujących w niej władzę” (s. 122).
Owocem lęku jest postrzeganie rzeczywistości w perspektywie „małego umysłu”. Mały umysł niekoniecznie musi być zły. To określony sposób patrzenia. To nic innego, jak podejście bardzo analityczne, spekulatywne i szczegółowe. „Teologia, która odwołuje się tylko do małego umysłu, zajmuje się głównie wyjaśnianiem szczegółów, czasami aż do przesady” (s. 145). „Wielki umysł” natomiast postrzega rzeczywistość w jej organicznej całości; wielki umysł łączy, a nie dzieli. Wielki umysł to „umysł Chrystusa”. „Te dwa umysły – puentuje o Rohr – racjonalny i mistyczny, nie są łatwymi partnerami, ale są konieczne do uzyskania całościowego postrzegania rzeczywistości. (...) Potrzebujemy pełnej prawdy wielkiego umysłu i cierpliwej prawdy małego umysłu” (s. 146).
Inne recenzje pozycji

W poszukiwaniu samego siebie recenzja 12-11-2006

Recenzja w Pastores

Pozostawać w ciszy

Nie tylko o Benedykcie

Prostota pustyni

Na kawę z Panem Bogiem

Dobra książka o nowym Papieżu

Wywiad z Lelandem Rykenem, współautorem przewodnika Przez starą szafę
