Zew Aslana. Recenzja
Wyobraźmy sobie wielki, bardzo stary dom, a w nim labirynt długich korytarzy i nieużywanych pokoi. W jednym z nich, zakurzonym i zapomnianym, stoi bardzo stara szafa. Wyobraźmy sobie, że otwieramy ją, wchodzimy do środka, rozgarniamy wiszące futra i nagle znajdujemy się w zupełnie innej rzeczywistości. Chociaż świeci tu londyńska latarnia, wokół mamy dziki las, możemy zjeść śniadanie z faunem, pogawędzić z bobrem, popatrzeć na galopujące centaury. Gdzieś w oddali brzęczą dzwonki sań. To pewnie straszna Biała Czarownica. A może jednak święty Mikołaj? Wszystko tonie w śniegu, bo moc złych czarów od lat skuwa kraj lodem. Ale podobno w drodze jest już Aslan. Gdy tylko dotrze, znowu wróci wiosna.
Oto świat Narnii. Tajemniczy, piękny i dziki. Zwierzęta mówią ludzkim głosem, razem z nimi mieszkają karły, fauny i driady. Chociaż kraj ten należy głównie do zwierząt, na jego tronie siedzi człowiek – istota nie z tego świata. Wszystko w Narnii tańczy i śpiewa, kipi radością życia. Najcudowniejszy jest jednak Aslan – groźny, „nieoswojony” Lew Stwórca, Wybawca, Opiekun każdego, nawet najmniejszego zwierzątka. I nawet dla najmniejszego zdolny ponieść najwyższą ofiarę.
Rzeczywistość opisana przez C. S. Lewisa może się wydawać trochę dziwaczna. Zwłaszcza, że mówiące zwierzęta i bajkowe stwory, to jeszcze nie wszystko. W miarę lektury „Opowieści z Narni”, wraz z jej bohaterami – angielskimi dziećmi, poznajemy miejsca i istoty dużo bardziej zaskakujące od faunów i centaurów, dowiadujemy się, że światów takich jak narnijski, albo nasz – ziemski, jest niezliczona ilość, a tym co je łączy jest Aslan, którego możemy spotkać wszędzie, tylko nie zawsze w tej postaci i pod tym imieniem.
Ale – możemy zapytać – co właściwie ta fantazja ma wspólnego z nami? Więcej niż się wydaje – odpowiada autor „Zewu Aslana”. Historia Narnii – mówi Mark Eddy Smith – to coś więcej, niż tylko bajka. To metaforyczna i wielowarstwowa opowieść o duchowym dojrzewaniu, przemianie człowieka i o jego spotkaniu z Bogiem. W bajkowych wydarzeniach kryją się odniesienia do Pisma Świętego, w królewskim Aslanie rozpoznajemy samego Chrystusa – biblijnego Lwa Judy, a w przeżyciach głównych bohaterów, w ich wahaniach i słabościach, odnajdujemy nasze własne. Poza rozrywką i przyjemnością narnijskie historie dają nam więc głębsze zrozumienie samych siebie i naszej religii. „Mój Boże – pisze Smith – zawsze wydawało mi się, że słyszę udrękę w głosie Jezusa, gdy modli się w ogrodzie Getsemani i czuję ukłucie winy, gdy karci uczniów za to, że nie są w stanie czuwać (bo bardzo łatwo przychodzi mi identyfikować się z nimi), ale dopiero, gdy dobrze przemyślałem tę scenę w Narnii, zrozumiałem prostą, straszną prawdę: Jezus był smutny i osamotniony” („Zew Aslana”, s. 23).
Książka Marka E. Smitha jest rodzajem przewodnika, który ma pomóc odkryć właśnie tą głębszą, duchową warstwę narnijskich historii. Napisana jest w formie podręcznikowej i skierowana do czytelników, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Narnią. Każdej części dzieła C.S. Lewisa autor poświęca jeden rozdział. Zawiera w nim krótkie streszczenie opowieści (czy to naprawdę konieczne?), oraz interpretację idącą bardziej w stronę psychologicznej i egzystencjalnej analizy, niż teologicznej wykładni. Książka kończy się zestawem trafnie dobranych pytań i zagadnień do refleksji oraz ciekawym dodatkiem – własnym opowiadaniem Smitha nawiązującym do dzieła C.S. Lewisa. Właśnie ten dodatek, żywy i osobisty, podoba mi się najbardziej.
Lektura interpretacji poszczególnych części „Opowieści” pozostawia natomiast po sobie pewien niedosyt. Trudno pozbyć się wrażenia, że w chrześcijańskiej Narnii zawiera się dużo, dużo więcej. Być może dlatego, że do starej szafy tak naprawdę trzeba wejść samemu, samemu rozgarnąć stare futra, rozejrzeć się w świecie Lewisa, wracać tam jak najczęściej. A „Zew Aslana” może służyć jako inspiracja, wsparcie i pomoc w tej samodzielnej wędrówce.
Jowita Guja