Marian Dąbrowski zaczynał jako skromny nauczyciel i sprzedawca pocztówek i jest idealną ilustracją amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. Wielbiciel sportu, członek Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, człowiek o niespożytej energii i ze smykałką do biznesu. Szef koncernu medialnego, który niejednokrotnie grał va bank, a jednocześnie potrafił ugiąć się przed siłą autorytetu.
Marian Dąbrowski w swoim gabinecie
Książka Piotra Legutki to nie tylko biografia jednej z najciekawszych postaci międzywojnia, ale też intrygujący portret ówczesnego Krakowa, który nie zmienił się zbytnio od lat 30. ubiegłego wieku.
Jak pisał jeden z redaktorów o poprzedniczce „Kuryera” na krakowskim rynku, „Ilustracji Polskiej”: „Było to pismo dla inteligencji, tej zaś było niewiele, a co gorsza, ta inteligencja nie miała pieniędzy”. Dlatego należało wymyślić dziennik dla szerszej klienteli.
Poniżej fragment książki.
Ilustrowany Kurier Codzienny
Ilustrowany Kurier Codzienny to była prawdziwa instytucja, nie tylko sensacyjny dziennik. Medialny koncern zaspokajał wszelkie gusta i potrzeby czytelnicze wydając pisma kulturalne, sportowe, satyryczne. Eleganckie tygodniki dla pań i kryminalne dla panów. Miał własną drukarnię, kolportaż czy agencję fotograficzną, zatrudniał 1400 osób. Nawet jeśli wydawnictwo przestało funkcjonować we wrześniu 1939 roku, jego majątek rozgrabiono lub skonfiskowano, to przecież pozostało dziedzictwo IKC-a. Z łatwością można je odnaleźć w powojennych inicjatywach – zwłaszcza w „Dzienniku Polskim” czy „Przekroju”. W końcu większość pracowników na prasowym rynku w Krakowie miało w swoim DNA zapisane te trzy litery: „IKC”, czego symbolicznym a zarazem materialnym znakiem był Pałac Prasy przy ul. Wielopole, goszczący niemal wszystkie powojenne redakcje.
Ilustrowany Kurier Codzienny - Wikimedia Commons
Taras na dachu
Krążownika Wielopole (tak go potocznie zwano) – z olśniewającym widokiem na Stare Miasto - był przed wojną swoistym salonem Krakowa i pozostał nim do końca XX wieku. W latach 30. tu robiło się najlepsze zdjęcia. Obowiązkowym punktem wycieczek szkolnych było też zwiedzanie najnowocześniejszej drukarni w Polsce. Na frontonie pałacu zamontowano też pierwszą w kraju tablicę świetlną, na której ukazywały się najnowsze informacje z kraju i ze świata. W epoce przedtelewizyjnej, gdy radio było luksusem, ludzie łaknący newsów gromadzili się w Krakowie właśnie u zbiegu Starowiślnej i Wielopola. Po wojnie tablicy już nie było, za to tradycja przetrwała, bo w witrynie pałacu wystawiano aktualne wydania krakowskich gazet, przed którymi zażarte spory toczyli fani lokalnych rozgrywek piłkarskich. Jakie czasy, taki portal. I takie spory.
Pałac Prasy na Wielopolu w Krakowie
Kim był Marian Dąbrowski?
Marian Dąbrowski – mówiąc dzisiejszym językiem – był
trendsetterem. Sprowadzał na polski rynek wszelkie medialne nowinki, chciał być nowoczesny, zawsze przed konkurencją. Choć pracował w branży Gutenberga, był jednocześnie wielkim fanem radia, założycielem i prezesem pierwszego w Krakowie Stowarzyszenia Radio – Klubu. Był pionierem telegrafii fotograficznej, czyli przesyłania zdjęć za pomocą fal radiowych. W tym celu na dachu Pałacu Prasy umieścił antenę dzięki której do redakcji błyskawicznie docierały zdjęcia, zamieszczane później w pismach koncernu. Fascynowała go motoryzacja, a skoro kierował w Krakowie wszystkim, musiał także stanąć na czele lokalnego Klubu Automobilowego. Lubił duże szybkości, a skoro miał pieniądze, mógł stać się inicjatorem
budowy Zakopianki i jednym z jej głównych inwestorów.
Marian Dąbrowski z prezydentem Wojciechowskim
Równie chętnie jak na nowinki techniczne wielkie środki przeznaczał na narodową kulturę.
W końcu był prezesem Towarzystwa Sztuk Pięknych oraz Towarzystwa Oratoryjnego i Operowego, fundatorem Teatru Bagatela i głównym sponsorem budowy nowoczesnego gmachu Muzeum Narodowego. To Dąbrowski decydował kto będzie laureatem nagród literackich i to on m.in. stał za rozpropagowaniem pierwszego konkursu na najpiękniejszą z szopek krakowskich w 1937 roku pod pomnikiem Adama Mickiewicza.
Dbał o jakość swoich mediów, ale także o warunki pracy i płacy dziennikarzy. Miał gest, nie tylko jeśli chodzi o prywatne wydatki. Doceniał ludzi dosłownie i w przenośni. Wojna i PRL sprawiły, że standardy IKC w tej dziedzinie osiągnięto w Polsce dopiero po kilkudziesięciu latach. Ale nie od razu zostało to dostrzeżone i docenione. Zresztą o Marianie Dąbrowskim w Krakowie nie pamiętano i w III RP. Rzecz ujmując obrazowo – on dał Krakowowi największy w tej części Europy koncern medialny, za co Kraków nazwał jego imieniem… platan przed Pałacem Prasy. I to dopiero w 2023 roku.
Redakcja Ilustrowanego Kuriera podczas przyjęcia na dachu Pałacu Prasy
Międzywojnie – wzlot i upadek
Kariera Mariana Dąbrowskiego jest w jakiś sensie odwzorowaniem historii Polski międzywojennej. Jest w niej niezwykła dynamika, entuzjazm, apetyt na życie i polityczna gwałtowność. Przypomina drogę na szczyt i potem spektakularny upadek. W jego przypadku – z wysokiego konia. Choć biorąc pod uwagę zamiłowanie Mariana Dąbrowskiego do rajdów samochodowych trafniejsza będzie metafora czołowego zderzenia – z rzeczywistością.
Jako kierowca
Katastrofalny finał pięknej kariery upodabnia twórcę Ilustrowanego Kuriera Codziennego do innych przedstawicieli sanacyjnych elit, dla których wrzesień 1939 roku oznaczał autentyczny koniec świata. W przypadku Dąbrowskiego może jedynie zdumiewać fakt, że był ową katastrofą kompletnie zaskoczony i zupełnie do niej nie przygotowany. Także w wymiarze osobistym, materialnym. W końcu mowa o prominentnym przedstawicielu IV władzy, mającej w ręku najważniejszą broń – informację. O kimś, kto przy kawie w Hotelu Grand, wraz z gronem równie wpływowych krakowian skupionych w elitarnym Klubie Okrągłego Stołu decydował o kluczowych sprawach miasta. Najczęściej używa się w tym przypadku określenia „uwierzył we własną propagandę”, ale przecież dobry dziennikarz (Dąbrowski był mistrzem w swoim fachu) zawsze wie więcej niż mówi i pisze. A nie na odwrót.
Pod koniec życia na Florydzie
Choć zmarł blisko dwadzieścia lat później na Florydzie, jego biografię można właściwie zakończyć wraz z upadkiem II Rzeczpospolitej. Na emigracji nie potrafił, czy po prostu nie chciał prowadzić jakiejkolwiek aktywności publicznej.
Fenomen „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” doczekał się kilku naukowych monografii, ta książka jest natomiast hołdem złożonym jego twórcy – przez dziennikarza, który miał zaszczyt z dziedzictwa Mariana Dąbrowskiego czerpać pełnymi garściami – pisze jej autor, Piotr Legutko, ceniony krakowski publicysta i twórca kultury.
Kliknij i zobacz książkę:
Piotr Legutko - kierował redakcjami „Czasu Krakowskiego”, „Dziennika Polskiego”, „Nowego Państwa”, "Forum Dziennikarzy" i „Rzeczy Wspólnych”, a także krakowskim oddziałem TVP i kanałem TVP Historia. Publicysta „Gościa Niedzielnego”, twórca filmowy i autor książek o mediach, m.in. Jad medialny, Sztuka debaty oraz Mity IV władzy i Gra w media (wspólnie z Radosławem Rodziewiczem). Autor książkowych wywiadów z Janem Polkowskim i prof. Andrzejem Nowakiem. Wykładowca UP JP II